Niedaleko Budapesztu, na górze Széchenyiego, znajduje się początkowa stacja kolejki. Budynek wygląda zupełnie normalnie: na ścianie wisi rozkład jazdy pociągów, obok zegar, poza tym kasy biletowe, a przy nich podróżni siedzący na drewnianych ławkach. Wszystko jak na zwykłej stacji, tyle że za (nieco mniejszym niż zwykłe) okienkiem siedzi dwunastoletni chłopczyk, a w pociągu bilety dziurkuje mały konduktor. Opowieść o niezwykłym miejscu – kolejowej Nibylandii – gdzie naprawdę królują dzieci, a dorośli są tylko gośćmi.
Pociąg do dzieciństwa – pdf do pobrania
Który z pasażerów jeżdżących polskimi kolejami mógłby przypuszczać, że ogrody były niegdyś integralną częścią przestrzeni otaczającej dworce? Stopy nie opuszczają ani na chwilę asfaltu, wzrok ześlizguje się po krzywym żywopłocie, jedynie sporadycznie zatrzymując się na jakimś kwiatku. Tymczasem jeszcze nie tak dawno ozdabianie dworców zielenią było traktowane bardzo poważnie. Drzewa, krzewy i kwiaty sadzono zarówno ze względów estetycznych, jak i funkcjonalnych. Była to prawdziwa sztuka, za którą dziś można tylko zatęsknić.