pismo

Wstęp do numeru

Zapraszamy do lektury.

Tagi:
pismo

Locus Spatiosus, o przestrzeni mnemonicznej w sztuce pamięci

Jak zdefiniować przestrzeń umysłu człowieka? Jak opisać byt składający się z impulsów elektrycznych przepływających między neuronami? Czym jest przestrzeń tworzona przez ludzi w ich pamięci? Na te i inne pytania próbuje odpowiedzieć Rafał Wójcik, odwołując się do starożytnej i średniowiecznej sztuki zapamiętywania rzeczy. Z czego składa się ludzka pamięć? Z miejsc i wyobrażeń. „Miejsce (locus) to jakaś wyobrażona forma, najczęściej architektoniczna, np. dom, róg budynku, przestrzeń pomiędzy kolumnami. Wyobrażenia zaś to wizerunki tego, co pragniemy zapamiętać”. Wystarczy zatem wykreować w umyśle miejsce z przypisanym do niego wyobrażeniem, by bez trudu przywołać je w pamięci. Przestrzeń pamięci rządzi się też swoimi prawami. Jan Szklarek, polski bernardyn żyjący na przełomie XV i XVI wieku, wyłożył zasady tworzenia tej przestrzeni w swoim dziele pt. Opusculum de arte memorativa, w którym pisał o miejscach głównych, „gdzie należy umieszczać główne wyobrażenie lub wyrażenie, które pragniemy zapamiętać” i miejscach poszczególnych, „gdzie umieszczamy wyobrażenia lub wyrażenia podrzędne”. Każde z tych miejsc charakteryzowało się również innymi szczegółowymi cechami; można je było odpowiednio układać, multiplikować i zmieniać. Przestrzeń mnemotechniczna była czymś w rodzaju sceny, na której rozgrywała się sztuka pamięci. Pamiętanie polegało na odgrywaniu jej kolejnych aktów.

pismo

Reguły ekfrastycznej gry

„Ekfraza, która przez długi czas była traktowana jako osobliwy przykład literackiego opisu – pisze w swym tekście Grzegorz Jankowicz – dzięki swej przedstawieniowej strukturze i wyobrażeniowemu statusowi, stanowi jeden z wielu prostych modeli tego, co dziś nazywamy rzeczywistością wirtualną”. Ekfraza to reprezentacja reprezentacji, a ekfrastyk to wyjątkowo groźny trickster – oszust i mistyfikator. Groźny, ponieważ jego praktyki są źródłem szczególnego niebezpieczeństwa dla całego ontologicznego, politycznego, jak i estetycznego systemu, będącego podstawą naszych ocen i wartościowania. Platon chciał wygnać poetów z państwa, ponieważ ich dzieła tworzyły złudną rzeczywistość pozorów, odsyłając do kopii doskonałych form. Niebezpieczeństwo płynące ze strony ekfrastyka jest jeszcze większe, gdyż jego dzieło znosi relację między kopią i oryginałem, modelem i przedstawieniem, a jego przedmiot „rozpuszcza się – jak pisze Jankowicz – w maszynie generującej rzeczywistość pozbawioną źródła i realności”. Gdy usuniemy podstawę reprezentacji (Platońskie Idee), a nasze przedstawienia będą odnosić się do samych siebie, staniemy w obliczu całkowicie sztucznej rzeczywistości – wspomnianej rzeczywistości wirtualnej i ekfrazy jako jej doskonałego modelu.

pismo

O pielgRZYMie i pielgrzyMOWAniu

Bogdan Zalewski w swoim tekście zabiera nas w podróż do wirtualnego Rzymu, zabiera w dosłownym sensie, ponieważ z pomocą oprogramowania Google Earth możemy razem z nim zwiedzać wirtualne Wieczne Miasto i doświadczać nie tylko językowych, ale i wyobraźniowych paradoksów. Inspiracją dla autora był Mikołaj Sęp Szarzyński i jego słynna przeróbka Epitafium Rzymowi Janusa Vitalisa. Współczesne podróżowanie tym jednak różni się od podróży literackiej, że może być realizowane na wiele sposobów – od zdjęć, przez relacje dźwiękowe i filmowe, po wirtualne wędrówki po Internecie. Zalewski wykorzystuje swojego bloga, by opowiedzieć osobistą historię Rzymu, jednocześnie zapraszając czytelników do interakcji – wspólnego symultanicznego zwiedzania Rzymu oraz do podjęcia gry polegającej na znalezieniu konkretnej postaci stojącej przy Via Aurelia i sfotografowanej przez pracowników firmy Google. Tym samym autor ożywia martwą metaforę Rzymu jako Wiecznego Miasta, czyniąc z niej coś więcej niż tylko wytartą kliszę językową. Na zakończenie oddaje głos swoim czytelnikom i przerzuca pomost między XVI-wieczną formą emblematu i jego ponowoczesną wersją.

pismo

Burzenie Rzymu dla miasta z wyobraźni

Wbrew przyjętej opinii praktyka wyburzania zaludnionych terenów miejskich ze względu na prowadzone badania archeologiczne rozpoczęła się we Włoszech na wiele lat przed rządami faszystów. Najlepszym tego przykładem jest przedstawiona przez Terry’ego Kirka historia rzymskiej kolumny Trajana i przylegających do niej budynków. Stojące w tym miejscu zabudowania zostały wyburzone po raz pierwszy jeszcze w XII wieku, a na większą skalę za czasów Napoleona i później. Te zmiany nie pozostały bez wpływu na dzisiejszy krajobraz miasta. Pierwsze wyburzenia domów wokół kolumny miały służyć jedynie ochronie tego cennego zabytku. Późniejsze miały już charakter wyraźnie ideologiczny. Tak było za rządów Napoleona, który uznawał Rzym za drugą stolicę swojego imperium i pragnął uwydatnić jego starożytny charakter. Tak było też za czasów rządów faszystowskich, kiedy to przebudowa terenu wokół kolumny miała służyć celebracji jedności narodowej symbolizowanej przez budowany nieopodal Ołtarz Ojczyzny. Archeologia miała zostać włączona w politykę, a zabytki starożytności podkreślić polityczną tożsamość nowych rządów. Wraz ze zmniejszającym się zapotrzebowaniem na interpretacje ideologiczne zaczęto też zwracać uwagę na edukacyjne i kulturowe walory wykopalisk. Zainicjowano również debatę na temat możliwości integracji wykopalisk ze współczesnym miastem.

pismo

Po co nam wirtualny zabytek?

Czy wirtualny zabytek jest lepszy od odbudowanego? Zdaniem Zoltána Gyalókaya – zdecydowanie tak. Choć ruina z pozoru może być mniej atrakcyjna od okazałej rekonstrukcji, to często ta druga w niczym nie przypomina dawnego zabytku. Tak też było z renesansowym pałacem w węgierskim Nyírbátor, którego „renesansowa” odbudowa została oprotestowana przez historyków sztuki jako skrajny przykład zakłamywania prawdy historycznej. Oczywiście, Gyalókay zdaje sobie sprawę z tego, że historia, jaką sobie opowiadamy, w ogromnym stopniu czerpie z naszej wyobraźni, ale nie zgadza się, by nasze wyobrażenia całkowicie przesłoniły ustalenia historyków. Nie chce też przystać na to, by nieatrakcyjne ruiny były zastępowane nieautentycznymi pseudozabytkami. Proponuje drogę pośrednią, a może nią być wykonanie rekonstrukcji komputerowej. „Nie pokaże nam ona – pisze – jak zabytek wyglądał naprawdę, jednak jest w stanie uświadomić z m i a n y zachodzące w nim aż do czasów współczesnych.” Spełni tym samym postulaty tak naukowców, jak i popularyzatorów dawnych dziejów. W swoim tekście podaje trzy przykłady udanych przedsięwzięć tego typu: z Niemiec (miasteczko Wolfenbüttel, zamek Hohenburg w Bawarii), Belgii (projekty Ename Center) i Polski (rekonstrukcja romańskiego Krakowa).