Kathrin Franke
studiowała politologię, socjologię i naukę Europy Wschodniej i Południowo- -Wschodniej w Lipsku, Berlinie oraz na Universytecie w Sussex. Obecnie pisze pracę doktorską o reformie psychiatrii w Niemczech Wschodnich po 1989 r. i pracuje nad filmem dokumentalnym o życiu na małej wsi w Turyngii.
Kathrin Franke rozmawia z Tobiasem Klichem o niecodziennym pomyśle równoczesnego wykonania pięciu różnych wersji chorału Herzlich thut mich verlangen z Pasji według świętego Mateusza Jana Sebastiana Bacha. Każda z wersji różni się harmonią i tonacją, a wykonane jednocześnie przypominają – jak mówi Klich – „pięć różnych światów możliwych równocześnie w jednej jedynej melodii”. Zamierzeniem pomysłodawcy tego przedsięwzięcia jest stworzenie przestrzeni wirtualnej, w której przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zleją się w jedno i stworzą muzyczną namiastkę Deleuzjańsko-Leibniziańskiego „najlepszego z możliwych światów”. Wielość indywidualnych wykonań różnych wersji chorału Bacha, a zarazem jedność wykonania ich wszystkich naraz polegać będzie nie tylko na tym, że każdy wykonawca zagra we własnym tempie, a podział na scenę i publiczność zostanie zniesiony. Równoczesne wykonanie ma mieć jeszcze inny niebagatelny walor – ma powołać do życia zupełnie nową wirtualną przestrzeń pięciu niewspółmiernych światów możliwych sprowadzonych do jednej wirtualnej przestrzeni muzyki. Oczywiście, ceną za zderzenie ze sobą różnych linii czasowości oraz skok do przestrzeni równoczesności może być szaleństwo, ale autor lojalnie nas o tym ostrzega.
Artykuł napisany wspólnie z Tobiasem Klichem. Autorzy pokrótce przedstawiają historię oświetlenia miejskiej przestrzeni publicznej. Od XI wieku, gdy tonące w mroku ulice patrolowali strażnicy z pochodniami, do współczesności pełnej rozświetlonych dzielnic handlu i uciech. Wszystkie przemiany wynikają z odkrywania nowych funkcji oświetlenia. Współcześnie dochodzi wręcz do przejścia od „światła dla architektury” do „architektury światła”, bardziej zróżnicowanego sposobu operowania światłem. Przykładem tych przemian jest pozostający wciąż w budowie Port Europejski w Bremie, który jest przez autorów oceniany dość krytycznie.
Z niezwykłego jak na XIX wieku pomysłu – zakładu dla obłąkanych stosującego terapię „przez pracę” w gospodarstwie wiejskim – przetrwał do naszych czasów rozpadający się dworek i… połatany dywan. Historia okrutnie obeszła się z tą instytucją: dwie wojny światowe i czasy komunistyczne w NRD stopniowo niszczyły zarówno jej architekturę, jak i zespół zaangażowanych pracowników. Dzieje jednej instytucji, ale znamienne dla naszej części Europy.
Od zakładu dla obłąkanych – pdf do pobrania