Luwr istnieje już od ponad 200 lat. Przetrwał monarchię, rewolucje, Napoleona, wojny i niezliczoną ilość zmian. Wielokrotnie przebudowywany, poszerzany, uzupełniany, służy zarówno republikańskiej idei prezentowania najwspanialszych dzieł sztuki szerokim masom społeczeństwa, jak i monarchicznej potrzebie wyrażania splendoru władzy. Okazał się trwalszy niż zmieniające się ustroje i ambicje rozmaitych władców.
Wśród różnych sposobów interpretacji dzieła architektonicznego znajdziemy stosunkowo nowe spojrzenie, zwane psychosocjologią przestrzeni. Nauka ta interesuje się przede wszystkim oddziaływaniem przestrzeni na człowieka oraz mechanizmami, które pozwalają człowiekowi ją oswoić. Postulaty i wnioski tej metody interpretacyjnej śledzimy na przykładzie problemu przeludnienia (np. w więzieniach).
Jeżeli mówimy o sztuce – w tym architekturze – jako wyrazie ideologii władzy, nie możemy zapomnieć o przypadkach, kiedy owa władza wchodziła w mariaż z Kościołem. Przykładem może być szesnasto- i siedemnastowieczny sojusz bawarskich monarchów z zakonem jezuitów.
Indyjski Czandigarh to rzadki przypadek miasta zaprojektowanego i zbudowanego od podstaw. Wizję gigantów europejskiej architektury – Alberta Mayera, Macieja Nowickiego i Le Corbusiera – uzupełniły kolejne dziesięciolecia rozrastania się miasta.
A dokładniej mówiąc – które już zniknęło. Powstało siedemdziesiąt lat temu z rozkazu Mussoliniego, jako miasto dla faszystowskiego „człowieka nowych czasów”. Zamieszkali w nim górnicy pracujący w pobliskiej kopalni węgla. Po wojnie z rozkazu Tity Raša stała się „dumą socjalizmu”. Wreszcie zamknięto kopalnie. Miasto obumarło. Do dziś przetrwała architektura.
Kiedy w 1918 roku powstała Czechosłowacja, jej pierwszy prezydent postanowił uczynić z Zamku na Hradczanach serce i symbol młodego państwa. Przez ponad dziesięć lat, poczynając od 1920 roku, trwała przebudowa otoczenia oraz wnętrza zamku. Kierownictwo nad całym przedsięwzięciem objął słoweński architekt Jože Plečnik.