pismo

Po co nam wirtualny zabytek?

Czy wirtualny zabytek jest lepszy od odbudowanego? Zdaniem Zoltána Gyalókaya – zdecydowanie tak. Choć ruina z pozoru może być mniej atrakcyjna od okazałej rekonstrukcji, to często ta druga w niczym nie przypomina dawnego zabytku. Tak też było z renesansowym pałacem w węgierskim Nyírbátor, którego „renesansowa” odbudowa została oprotestowana przez historyków sztuki jako skrajny przykład zakłamywania prawdy historycznej. Oczywiście, Gyalókay zdaje sobie sprawę z tego, że historia, jaką sobie opowiadamy, w ogromnym stopniu czerpie z naszej wyobraźni, ale nie zgadza się, by nasze wyobrażenia całkowicie przesłoniły ustalenia historyków. Nie chce też przystać na to, by nieatrakcyjne ruiny były zastępowane nieautentycznymi pseudozabytkami. Proponuje drogę pośrednią, a może nią być wykonanie rekonstrukcji komputerowej. „Nie pokaże nam ona – pisze – jak zabytek wyglądał naprawdę, jednak jest w stanie uświadomić z m i a n y zachodzące w nim aż do czasów współczesnych.” Spełni tym samym postulaty tak naukowców, jak i popularyzatorów dawnych dziejów. W swoim tekście podaje trzy przykłady udanych przedsięwzięć tego typu: z Niemiec (miasteczko Wolfenbüttel, zamek Hohenburg w Bawarii), Belgii (projekty Ename Center) i Polski (rekonstrukcja romańskiego Krakowa).

pismo

Świat, który jest, a który nie powstał

Michał Wiśniewski opisuje historię rozczarowania modernizmem, który sprowadził osiągnięcia awangardy do „pragmatycznego wymiaru zmechanizowanej produkcji”. W pierwszej części tekstu przedstawia krytykę wampirycznego stosunku awangardy i rzeczywistości powołując się na prace Manfreda Tafuriego, członka tzw. szkoły weneckiej, od lat 60. XX wieku poddającej ostrej krytyce roszczenia nowoczesności. Natomiast w części drugiej prezentuje historię „Warszawy funkcjonalnej” – projektu rozwoju urbanistycznego stolicy przygotowanego przez Szymona Syrkusa i Jana Chmielewskiego, współtwórców Karty Ateńskiej (dokumentu zawierającego postulowane zasady nowoczesnego projektowania miejskiego, stworzonego pod kierownictwem Le Corbusiera). Projekt „Warszawy funkcjonalnej” zawierał m.in. koncepcję idealnego osiedla w zachodniej części miasta, zespołu mieszkaniowego dla 10-12 tys. mieszkańców skupionych w kilku koloniach na powierzchni od 30 do 100 hektarów z własnym żłobkiem, szkołą i terenami sportowymi. Całość została przygotowana z uwzględnieniem liczby mieszkających w dzielnicy ludzi, ich potrzeb kulturalnych, edukacyjnych i zdrowotnych, architekci zatroszczyli się także o przemyślenie problemu transportu w obrębie miasta. Plan przebudowy Warszawy miał wyjść naprzeciw potrzebie poprawy warunków bytowania ludności w mieście. Okoliczności polityczne sprawiły jednak, że „Warszawa funkcjonalna” pozostała jedynie projektem wirtualnym. Jeśli coś się z tego planu udało zrealizować, to jedynie w formie karykatury, np. blokowisk.

pismo

Wirtualna metropolia. O niezrealizowanych projektach dwudziestolecia międzywojennego

Na przekór maksymie profesora Chappeya dzisiejsza architektura „rysowana” i „mówiona” nie jest już merde. Wręcz przeciwnie – niczym nie ustępuje architekturze budowanej. Sprzyja temu – pisze w swoim artykule Jarosław Trybuś – architektoniczna kolonizacja świata wirtualnego oraz niemal nieskończone możliwości tworzenia doskonałych komputerowych wizualizacji wyobrażonych budowli. Niestety nim doczekaliśmy się takiego pozytywnego przewartościowania tej rzekomo gorszej architektury, wiele z wymyślonych i jedynie narysowanych budynków na długie lata zniknęło z pola naszego widzenia. Dotyczy to także projektów przekształcania miast i aglomeracji. Jako przykład Jarosław Trybuś przypomina plan przebudowy Warszawy, dokładnie cztery jego elementy. Pierwszy z nich to planowana na 1944 rok Wielka Wystawa Światowa – na prawym brzegu Wisły miały powstać ogromne tereny wystawowe z nowoczesnymi pawilonami i górującymi nad miastem wieżami-obeliskami. Drugi to nowy Dworzec Centralny z pobliskim 60-metrowym wysokościowcem na ul. Chmielnej (dworzec spłonął w 1939 roku, a pięć lat później został zniszczony przez Niemców, natomiast wieżowiec nigdy nie powstał). Trzecim z projektów miał być nowy Plac Piłsudskiego, a czwartym – zupełnie nowe Powiśle. Żaden z wymienionych projektów nie został jednak zrealizowany, a te „pomniki myśli, marzeń i możliwości swojej epoki” pozostają dla nas „nieobciążone niedomaganiami materii” i „trwają w stanie idealnym”.

pismo

Użyteczność – piękno – wirtualność. O architekturze, która istnieje, choć jej nie ma

Architektura wirtualna to architektura wyobrażona, architektura, która nigdy nie zaistnieje lub która jeszcze nie otrzymała takiej szansy; wreszcie – architektura, która powołana do życia z nieistnienia, trwała zbyt krótko, by pozostało po niej coś więcej niż tylko wspomnienie. Historii tak pojmowanej wirtualności przygląda się Roman Rutkowski. Zastanawia się, która z nich będzie architekturą przyszłości i jak wpłynie na krajobraz, w jakim żyjemy obecnie. Architektura nieistniejąca często była nazywana pogardliwie papierową. W latach 60. i 70. XX wieku twórcy i grupy takie, jak japońscy metaboliści, Archigram, Archizoom i słynne Superstudio tworzyli na papierze zupełnie nowe, fantastyczne światy przyszłej architektury. Wraz z pojawieniem się potężnych komputerów i grafiki komputerowej architektura papierowa przekształciła się w architekturę wirtualną, stając się zarówno narzędziem wykorzystywanym do projektowania nowych budynków, jak i okazją do snucia zupełnie nowych wizji. Pojawił się też taki rodzaj architektury wirtualnej, która istniała niegdyś, a dziś jest już zaledwie pełną nostalgii reminiscencją. Tak było ze słynnym modernistycznym osiedlem Pruitt-Igoe w St. Louis, nowojorskimi wieżami World Trade Center, ale też takimi budowlami jak mur berliński czy Villa NM Berkela. Okazało się bowiem – konstatuje Rutkowski – że znikanie budynków stało się konstytutywną cechą nowej architektury, która ostatni element witruwiańskiej triady użyteczności, piękna i trwałości zastąpiła wirtualnością.

pismo

Wirtualne jest niematerialne. Od atomów do bitów i z powrotem.

Do tej pory przestrzeń informacji podporządkowywaliśmy przestrzeni fizycznej, dziś mamy do czynienia z sytuacją odwrotną – to bity informacji zaczynają modelować świat rzeczywisty – pisze w swoim artykule Mirosław Filiciak. W latach 60. XX wieku informatycy badający interakcje ludzi i komputerów doszli do wniosku, że zarządzanie informacją stanie się łatwiejsze, jeśli dane przechowywane w komputerach będą przedstawiane jako obiekty fizyczne. Dzięki temu dziś, kiedy mówimy o bitach informacji zapisanych na dyskach naszych komputerów, korzystamy z takich słów jak dokument, plik, folder i biblioteka. Wszystkie one, choć odsyłają do przedmiotów istniejących rzeczywiście w naszym biurze lub domu, są jedynie podręcznymi wizualizacjami strumieni komputerowego kodu. Obecnie wszystko to ulega gwałtownej przemianie, ponieważ – jak twierdzi autor tekstu – „sfera bezcielesnych danych stopniowo scala się z fizyczną tkanką miasta”. Informacja nie jest już reprezentacją bytującą wyłącznie w przestrzeni wirtualnej, bezpiecznie odseparowanej od naszego codziennego życia, ale istnieje realnie jako znak, tag, zdjęcie lub tekst zapisany na skrawkach nierównoległej i niewirtualnej przestrzeni współczesnych miast. Ta nowa sytuacja otwiera przed nami zupełnie nowy świat, w którym przedmioty wirtualne odgrywają taką samą rolę jak rzeczywistość fizyczna. Stwarza to zarówno szanse, jak i zagrożenia – zmusza nas do ponownego przemyślenia problemu ludzkiej wolności, kontroli oraz bezpieczeństwa.

pismo

Idee krążące w przestrzeni

Piotr Knaś rozmawia z Marcinem Wójcikiem, twórcą miejskiego bloga krakoff.info (o podtytule „Nowe Miasto Kraków”) poświęconego w całości życiu w Krakowie. Autor tłumaczy, dlaczego tworzenie bloga przypomina życie w mieście i dlaczego zamiast pisać osobisty pamiętnik zdecydował się na stworzenie bloga poświęconego właśnie miastu. Przy okazji przedstawia amerykańską kulturę miejskich blogów oraz obywatelskiego wykorzystania Internetu. Z rozmowy możemy się również dowiedzieć, czy internetowi twórcy i komentatorzy mogą mieć realny wpływ na rzeczywistość niewirtualną – dowodem, że tak jest owocna blogowa dyskusja wokół kontrpasa dla rowerów w centrum Krakowa oraz reakcja władz miasta; inny przykład to blogerski pomysł na to, by mieszkańcy sami decydowali, gdzie sadzić drzewa. Marcin Wójcik opisuje też środowisko twórców Web 2.0, którzy za pomocą tagów, geotagów i różnorodnych strumieni informacji współtworzą niezwykle dynamiczną strukturę współczesnego miasta, będąc nie tylko jego mieszkańcami, ale również obserwatorami i współtwórcami – autorami zdjęć, filmów, tekstów, także akcji społecznych, projektów i inicjatyw. Miejscem ich łączącym jest miejska przestrzeń wirtualna – nowy wymiar przestrzeni realnej.