Mieszkańcy spokojnych, sytych, pozbawionych emocji przestrzeni cywilizacji Zachodu coraz bardziej zaczynają doceniać zachowania ekstremalne. Wielu wystarcza bierne uczestnictwo (np. przed telewizorem), ale są i tacy, którzy wyruszają na poszukiwanie nieskomercjalizowanych, szorstkich przestrzeni i tam oddają się swoim pasjom: free runowi, street racingowi czy turbogolfowi.
Squating to, mówiąc inaczej, samowolne osadnictwo. Ideologia squaterska zasadza się na negacji formalnie pojmowanego prawa własności i postuluje uspołecznienie przestrzeni i substancji miejskiej. Europejskie i północnoamerykańskie squaty przeżywały swoją świetność w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. W Polsce ruch squaterski działał na dużo mniejszą skalę. Największy i najstarszy, nadal działający, squat to poznański Rozbrat, założony w 1994 roku w opuszczonych barakach poprzemysłowych.
Miejsca pierwsze to miejsca pracy, drugie to mieszkania i domy, a trzecie to wszystkie te, które pozwalają ludziom wchodzić w spontaniczne relacje między sobą. Definicja miejsc trzecich jest bardzo szeroka, ale nakładając na nią szablon przestrzeni niczyich, zawężamy ją do tych fragmentów miasta, które są uspołecznione – przynależne do grupy.
Obszerny fragment z klasycznej już pozycji Non-places Marca Augé, antropologa kultury, który jako pierwszy pokusił się o opis i interpretację jednego z charakterystycznych zjawisk nadnowoczesności: nie-miejsca (słowo zostało też przez niego stworzone). Przez nie-miejsca rozumie on te przestrzenie zglobalizowanego świata, w których człowiek współczesny spędza sporą część swojego czasu i które wszędzie wyglądają podobnie: lotniska, supermarkety, autostrady, bankomaty. Autor zastanawia się nad zmianą percepcji przestrzeni w dobie coraz większego rozpowszechniania się autostrad (i zaniku dróg lokalnych), nad dziwnym poczuciem uregulowanej wolności, jakim cieszy się człowiek we współczesnych nie-miejscach, i nad samotnością, będącą koniecznym warunkiem tej wolności.